poniedziałek, 8 czerwca 2015

Rozdział XVI: A wtedy pojawił się On.

Nim zaczniesz czytać, lepiej wróć do poprzedniego postu żeby mniej więcej połapać się w sytuacji XD A, i uprzedzam, rozdział wyszedł mi w chuj dlugi XD Sama się dziwię że tyle tego wyszlo więc z góry sorki ^^

Gdy tak siedziałam, i z każdą sekundą mokłam coraz bardziej, zastanawiałam się co mam powiedzieć. Układałam w myślach dialog i przygotowywałam się na każdą możliwą odpowiedź. Było to jednak dosyć trudne, bo z każdej strony byłam atakowana przez fale zimnego powietrza. Ratowało mnie jedynie to, że byłam w parku i otaczały mnie drzewa, więc wiatr nie był tak odczuwalny jak przedtem. Zimne krople jednak nie odstępowały mnie na krok. Co rusz któraś zsuwała się z liścia i rozpryskiwała na mojej głowie. Zaczęłam pocierać o siebie rękoma i chuchać na dłonie żeby je ogrzać. Nic to nie dało. Były całkowicie przemoknięte i skostniałe. Wepchnęłam je do kieszeni i zaczęłam powoli obracać głową wokół siebie. Park był okrągły i nieduży, więc przez prześwity drzew mogłam dostrzec drogę, chodnik i zlepione jedna przy drugiej kamienice. Jak na bardziej klasyczne budowle, wyglądały zaskakująco nowocześnie. A przynajmniej tak mi się zdawało, choć mogła mnie zmylić panująca wszędzie lekka mgła. Deszcz nie ustawał a z każdą sekundą powietrze zdawało się ochładzać. Wychyliłam głowę ku górze i wpatrywałam się w zachmurzone niebo. W tej chwili jedna ze złośliwych kropli wpadła mi do oka, a to zaś zaczęło mnie potwornie szczypać. Schyliłam się gwałtownie i zaczęłam trzeć dłońmi o powiekę. Po chwili ból ustał i pozostało tylko lekkie pieczenie i zamazany wodą obraz. Widziałam na tyle żeby móc spokojnie iść, jednak miałam problem z dostrzeżeniem drobniejszych szczegółów.
Nagle usłyszałam szurnięcie ze strony prawego wyjścia z parku. Szybko przeniosłam wzrok w tamto miejsce i okazało się, że słuch mnie nie myli. Stał tam chłopak ubrany w ciemnoczerwoną bluzę z kapturem naciągniętym na głowę. Podniosłam się i zaczęłam iść w jego stronę. Mimo że panował półmrok, a do tego jedno moje oko było zamglone, mogłam spokojnie stwierdzić że to Akashi. Z każdym krokiem, zaczynało mi się robić goręcej ze strachu, a moje kolana wydawały się być zrobione z waty. Małymi kroczkami podążałam prosto przed siebie, gdy dostrzegłam, że chłopak również ruszył w moja stronę. Poczułam ścisk wokół gardła, a nogi zaczęły mi się lekko trząść z nerwów. Mimo tego, cały czas szłam naprzód. Kiedy chłopak był już na tyle blisko, żeby mógł mnie usłyszeć, zaczęłam mówić.
-N-No bo wiesz . . . Ja chciałam tylko . . . - Spojrzałam przed siebie. Chłopak ani myślał się zatrzymywać. Tym samym tempem szedł przed siebie, coraz bardziej zmniejszając dzielący nas dystans. -Ej, co ty robisz . . .? - zapytałam zmieszana gdy złapał moje nadgarstki uniemożliwiając mi odsunięcie się. Zbliżał się coraz bardziej a gdy wiatr poruszył jego kapturem, odsłaniając skrawek twarzy, doznałam szoku. To nie była osoba na którą czekałam, ale ktoś zupełnie mi obcy!
Nie wiedziałam jak mam zareagować.
-Puść mnie! - krzyknęłam, na co on odpowiedział zwykłym parsknięciem, jeszcze mocniej zaciskając swoje dłonie. Bolało mnie to, jednak szarpanie się nic nie dawało. Z każdym jego krokiem w przód, ja robiłam jeden w tył. Bałam się go. Zaczęłam się rzucać i krzyczeć żeby ktoś mi pomógł, jednak nikogo tam nie było. Miotałam się we wszystkie strony próbując się uwolnić. Szukałam pomocy. Rozglądałam się we wszystkich kierunkach. Lewo. Prawo. Za sobą także. Jednak nie było nikogo. W pewnym momencie zaczął ciągnąć mnie za bluzę, zupełnie nie zwracając uwagi na moje wrzaski. Był wyższy i silniejszy. Nie miałam szans. Z tej bezsilności chciało mi się płakać, jednak nie poddawałam się. Usiłowałam machać rękami, kopać go i deptać, ale nic nie skutkowało. Nagle zauważyłam że jedna z jego rąk, niebezpiecznie szybko przenosi się na moje ramie. Przestraszyłam się i szybko zacisnęłam powieki licząc na to, że to się nie dzieje na prawdę. Nic nie widziałam. Poczułam że tracę grunt pod nogami. Poślizgnęłam się na mokrym chodniku i z hukiem upadłam na ziemię.
Gdy po paru sekundach otworzyłam oczy, moje zdziwienie ani odrobinę nie zmalało. Tuż przede mną widziałam mojego napastnika, lecz teraz, w zupełnie innej wersji. Siedział po środku niewielkiej błotnej kałuży, trzęsąc się i wypowiadając jakieś mało słyszalne słowa. Spojrzałam przed niego. Stał tam chłopak niższy i wyglądający o wiele bardziej niepozornie. Przynajmniej na pierwszy rzut oka, bo pod tą przykrywką czaił się prawdziwy demon. Człowiek, który przed chwilą wydawał się twierdzą nie do pokonania, teraz drżał od jego śmiercionośnego spojrzenia. Nie umiał nawet wydukać jednego słowa. Ja z resztą nie byłam lepsza. Wpatrywałam się w to oszołomiona i mimo, że to wszystko trwało zaledwie pare sekund, ja miałam wrażenie że czas na chwilę zwolnił.
Tym razem nie miałam już cienia wątpliwości, że jest to osoba na którą tu czekałam. I jak zwykle, pojawił się w najbardziej odpowiedniej chwili. Sprawiał wrażenie jakby był wysłannikiem piekieł, jednak w tej chwili był dla mnie jak zbawca. Wtedy zrozumiałam co miał na myśli Kise.
-Na co czekasz? - zapytał śmiertelnie poważnym tonem. Nieznajomy jedynie wzdrygnął się i szybko uciekł, prawie potykając się o własne nogi. Odbiegł nie wiadomo gdzie, jednak jeszcze przez chwile było słychać jak biegnie po mokrym chodniku, a woda pluska mu pod butami. Chłopak powodził za nim wzrokiem aż ten zniknął gdzieś z parku, a następnie zwrócił się do mnie.
-Nic ci nie je-
-Dziękuję! - Przerwałam mu własnym krzykiem. Szybko podniosłam się z ziemi i uwiesiłam ręce na jego ramionach -Tak strasznie się bałam - Cieszyłam się że tu był i mi pomógł, zresztą, już nie pierwszy raz. Zacisnęłam ręce wokół jego szyi, opierając głowę o jego ramie. Ogarnęło go nie małe zdziwienie, bo przez chwilę stał w miejscu i zdawał się nie wiedzieć jak zareagować. Ale nie dziwiłam mu się, po tym jak ostatnio skończył się podobny akt z mojej strony, na jego miejscu sama byłabym zakłopotana. Teraz jednak nie myślałam o tym co było wcześniej. Cieszyłam się że wszystko się dobrze skończyło, chociaż nadal lekko się trzasłam. Wiedziałam że już nic mi nie grozi, ale mimo tego w dalszym ciągu byłam przerażona tym co mogło się stać.
-Ja . . . chciałam ci podziękować. - wyszeptałam mu koło ucha.
-Już mi to mówiłaś. Nie musisz się powtarzać. - Jego głos brzmiał tak jak zwykle. Był poważny i lekko znudzony, jednak tym razem było w nim jeszcze coś innego.
-Ale mi nie chodzi tylko o to przed chwilą.
-Hm? - Obrócił głowę lekko w moją stronę i spojrzał na mnie zdziwiony.
-Zadzwoniłam po ciebie, bo chciałam cie przeprosić. - Jego twarz wrażała nie małe zdumienie, jednak nie odezwał się i słuchał dalej. - Bo . . . Bo ja cały czas tylko narzekałam na ciebie i resztę. Dopiero dzisiaj jak rozmawiałam z Kise, to zaczęłam na to patrzeć inaczej . . . Tyle razy mi pomagałeś i w ogóle, a ja ani razu nawet ci nie podziękowałam. Zawsze miałam do ciebie o coś pretensje, a tak naprawdę to nie miałam nawet do tego powodów. Coś sobie ubzdurałam i tyle. Ale teraz chciałam cię przeprosić i podziękować ci za to wszytko. - Gdy skończyłam nastała cisza. Nie widziałam jego twarzy, a jedyne co słyszałam to deszcz obijający się o liście i moje serce, które waliło mi jak dzwon. Nadal się nie uspokoiłam po tym, co miało miejsce chwilę temu, a to jak blisko chłopaka się wtedy znajdowałam, wprawiało mnie w jeszcze większe nerwy. Myślałam że jest na mnie zły i chciałam się odsunąć, jednak w tym momencie poczułam że coś przyciąga mnie z powrotem. Obejrzałam się za siebie. Zauważyłam jego ręce splecione na moich plecach. Od tego widoku nagle zrobiło mi się strasznie ciepło. Miałam wrażenie że płonie mi cała twarz, a to coś w klatce piersiowej nagle zaczęło bić jeszcze szybciej. Nie wiedziałam co powinnam wtedy zrobić jednak z amoku ponownie wyrwał mnie jego cichy głos.
-To nie ty powinnaś przepraszać. - wymruczał pod nosem, tak jakby nie chciał żebym to usłyszała. Nie rozumiałam co chciał przez to powiedzieć więc chciałam go zapytać, jednak nie było mi to dane. Wszystko przerwał coraz głośniejszy, znajomy głos, który z każdym krzykiem wydawał się do nas zbliżać. Na początku to był tylko jakiś niewyraźny szum, jednak po paru sekundach zaczynał być bardziej dokładny. - . . chi . . . .icchi . . . Ricchi! - ,,To moje imię?'' - pomyślałam i odwróciłam się w stronę źródła dźwięku. Wtedy był już całkowicie wyraźny i zrozumiały.
-Ej! Ricchi! Gdzie jesteś?! - Zauważyłam biegnącego w naszym kierunku znajomego mi blondyna, który rozglądał się po wszystkich stronach. Gdy zorientowałam się w sytuacji, odskoczyłam od Akashi'ego jak poparzona, udając że nic się nie stało, a w tej samej chwili, zbliżający się krzykacz zauważył nas. Podbiegł zdyszany i chwycił mnie dłońmi za ramiona.
-Oszalałaś?! Czemu tak uciekłaś bez wyjaśnień ani niczego?! Wiesz jak się przestraszyłem jak mi znikłaś z oczu?! - Panikował próbując łapać oddech po biegu.
-E . . . Soreczka że tak wybiegłam bez słowa. - Uspokajałam go - Ale tak właściwie, to co ty tutaj robisz?
-Jak to co? Martwiłem się i pobiegłem za tobą. Ale przestraszyłam się jak cie gdzieś zgubiłem, więc zacząłem biegać po okolicy i wołać. - Nadal nie umiał się uspokoić i przypatrywał się mi, jakby chciał sprawdzić czy wszystko ze mną w porządku.
-Spokojnie Ryota. Nic jej się nie stało. Cały czas była ze mną. - Z boku dobiegł nas spokojny głos czerwonowłosego. Kise odetchnął z ulga i puścił moje ręce.
-To dobrze. - Westchnął - Ale chwila. Czyli że ja przerwałem wam rozmowę?! - Przeraził się.
-Nie, właściwie to już się żegnaliśmy. - Skłamał bez jakiegokolwiek poruszenia - Ja muszę już wracać, ale ty Ryota, odprowadź ją do domu.
-Ale - Chciałam dowiedzieć się o czym mówił przed przybyciem Kise, jednak nie udało mi się, ponieważ ktoś się niestety wtrącił.
-He? Ale ona mieszka tak daleko. Przecież mogę ją przenocować. Mieszkam w końcu o wiele bliżej.
-Nie rozumiesz tego co powiedziałem? - zapytał piorunując go spojrzeniem. - Tak więc wyrażę się jeszcze raz, ale tym razem jaśniej. Odprowadź ją do JEJ domu, rozumiesz? - powiedział wpatrując się w chłopaka z lekko skrzywioną twarzą.
-Yy . . T-Tak, rozumiem. - wydukał lekko przerażony. Akashi odwrócił się i odszedł w swoją stronę, a ja wraz z Kisę w przeciwną. Przez całą drogę musiałam go zbywać i udawać, że nic się nie stało. Na moje szczęście, potomkiem Sherlocka to on nie był, i łatwo udało mi się wcisnąć mu jakąś tania wymówkę. Gdy deszcz ponownie zaczął mocniej padać, oddał mi swoją bluzę żebym się nie przeziębiła. Fakt, także była przemoczona, ale nie aż tak jak moja, więc z chęcią ją przyjęłam. Po chwili szybszego spaceru, zatrzymaliśmy się pod jego blokiem i weszliśmy do mieszkania.
-Dobra, to zdejmuj te przemoczone ubrania i zmykaj się wykąpać, bo jeszcze mi się tu przeziębisz.
-Hm? Ale wiesz . . . Akashi coś syczał, że nie mogę u ciebie nocować.
-No niby tak, ale na dworze znów zaczyna lać i nie chciałbym żebyś się rozchorowała. Wszystko będzie dobrze puki Akashicchi się nie dowie. - Wyszczerzył zęby i cicho się zaśmiał. Chyba był podekscytowany tym niecnym planem. Ahh . . . To życie na krawędzi. Po chwili jednak wrócił do rzeczywistości. Wyglądał na nieco przestraszonego, tak jakby właśnie zrobił coś, czego nikt nie powinien robić.
-Ej, Ricchi. - Spojrzał na mnie jak mały chłopiec, któremu mama zabrała Toffifee - A-Ale nie powiesz mu o tym, co nie?
-No co ty! Chyba by cię zabił i zatańczył na twoich zwłokach, gdyby się dowiedział, że go nie posłuchałeś. - Byłoby mi szkoda Kise, a poza tym, musiałabym kupować mu kwiatki na grób, więc stwierdziłam, że najlepszymi wyjściem będzie zatajenie niektórych faktów. Chłopak chyba myślał podobnie, dlatego zakończyliśmy ten temat, po to by pogrążyć się w znacznie ważniejszych przemyśleniach. W końcu był już wieczór, a to oznaczało że wypadałoby coś zjeść. Wszakże kolacja to nie byle co. To ostatni posiłek dnia, który podtrzymuje człowieka przy życiu aż do śniadania. Pozostawiłam blondyna z tym dylematem życiowym, a sama poszłam w kierunku łazienki. Na szczęście w torbie miałam strój na WF, ale jako że nie było dzisiaj pana, a co za tym idzie, lekcji także, mogłam użyć tych ubrań w zastępstwie za piżamę. Wiele osób pewnie myśli sobie: ,,Boże, jaka ona jest głupia. Nocować u chłopaka, którego zna jedynie z przerw pomiędzy lekcjami. Jak można być bezmyślnym!?'' No w sumie fakt, ale aż tak głupia nie jestem. Kise jest takim idiotą, że prawdopodobnie nawet nie przeszło mu przez myśl, żeby coś mi zrobić. A nawet gdyby, to wątpię żeby zainteresował się mną, gdy tak na prawdę, mógłby zaciągnąć do swojej jaskini jedną ze swoich wielbicielek. Gdy skończyłam swój długi, głęboki, wewnętrzny wywód, zorientowałam się że woda zrobiła się już chłodna. Szybko wyszłam i ubrałam się w moją pseudo-piżamę. Będąc na korytarzu poczułam dziwny i nieznany mi zapach, a następnie ujrzałam blondyna który robił coś przy kuchence. To nie mogło wróżyć niczego dobrego.
-O, już się wykąpałaś? - zapytał radośnie gdy usłyszał jak wchodzę.
-Taa. A tak zmieniając temat, co to jest? - Wskazałam palcem na dziwny obiekt znajdujący się na patelni.
-Pomyślałem, że skoro już tu jesteś, to pokażę ci czego nauczyłem się od twojej ostatniej wizyty.
-Boje się.
-Hmm? Czego?
-Tego czegoś. Wygląda jak zmiksowany kot.
-Ej no. Zrobiłem to specjalnie dla ciebie. I nawet użyłem mojego tajnego składnika.
-Weź nie strasz. - To nie wyglądało źle. To wyglądało okropnie. Nie ważne jakby na to nie spojrzeć, to nie było w żaden sposób jadalne. Jednak, widząc pogrążonego chłopaka, postanowiłam zaryzykować życiem, by jakoś zaradzić tej sytuacji. Nabiłam kawałek na widelec i zjadłam. Byłam w niemałym szoku. Nie wiedziałam, że w tym przypadku, coś może smakować gorzej niż wygląda. Myślałam, że jedną nogą jestem na tamtym świecie, ale zaniepokojony moim stanem chłopak, w porę zaczną mnie szturchać.
-No i jak? -zapytał. Wróciłam na chwilę do momentu, w którym czułam smak tego czegoś. Tak jak myślałam. Ciarki wróciły.
-Hmm . . . Powiem tak. Nigdy nie jadłam rozjechanego kota, ale gdyby ktoś mnie zapytał o jego smak, to przyniosłabym mu ''to'' i kazała spróbować.
-Nie musiałaś być aż tak okrutna.
-W sumie, masz racje. Nie kazałabym u tego jeść. Mógłby biedaczek wylądować w szpitalu. - Zaczęłam się śmiać, a Kise z bólem serca wyrzucił ten niezidentyfikowany obiekt do kosza. Ja w tym czasem zajęłam się prawdziwa kolacją. Wyglądało na to, że większość składników poszło na stworzenie ''tego'', dlatego musieliśmy się zadowolić płatkami z mlekiem. Po kolacji zebrałam naczynia i chciałam je umyć. Chłopak razem ze mną wszedł do kuchni, a ja już wtedy czułam, że coś się święci.
-Ricchi, a tak w ogóle, to po co spotkałaś się z Akashicchi'm? - Wzdrygnęłam się a moja twarz upodobniła się kolorem do buraka. Nagle przypomniałam sobie całą sytuację która zaszła w parku. Serce zaczęło mi tak walić tak mocno, że sama zaczęłam podejrzewać się o zawał. Jednak w końcu udało mi się wydusić odpowiedź.
-Musiałam z nim pogadać. - wyszeptałam, próbując ukryć moją czerwoną twarz.
-A o czym?
-Chciałam go przeprosić i podziękować mu.
-Serio?!
-No tak. Zacząłeś mi nawijać, jak to on mi nie pomaga, to pomyślałam że wypadałoby coś zrobić. Więc to tak trochę jakby przez ciebie. - Jego twarz ze zdziwienia przeszła na szeroki uśmiech.
-Czuję się taki wyróżniony.
-Rzadko kiedy zdarzają ci się takie przebłyski mądrości, więc ciesz się puki masz okazje. - Chłopak chyba nie wyczuł ironii, bo ani na chwilę nie przestał się szczerzyć. Może to i lepiej . . .
Nazajutrz przed wyjściem do szkoły spotkała mnie rzecz okropna. Mianowice, zapomniałam na noc rozczesać włosy, więc teraz wyglądałam jakbym używała swojej głowy do szorowania podłogi. Innymi słowy. Wyglądałam bardzo źle. Zbyt źle by pokazać się tak ludziom. Jako że Kise był modelem, natychmiast usłużył mi swą pomocą. Dowiedziałam się że gdzieś w pokoju jego mamy, jest pewna magiczna szczotka, która według jego rodzicielki, potrafi czynić cuda. Gdy ją znalazłam, okazało się że to prawda. Aż trudno było mi uwierzyć.
Byłam już zwarta i gotowa do wyjścia, jednak kilka moich rzeczy nadal zalegało w salonie, więc gdy już wszystko zabrałam, mogliśmy spokojnie wyruszyć do szkoły. Po drodze dowiedziałam się, że mama blondyna znów musiała gdzieś wyjechać i wróci dopiero w czwartek. Jednak jemu to nie przeszkadzało, ponieważ ani jutro ani pojutrze nie będzie go, ani w szkole ani w domu. Znów ma jakieś sesje zdjęciowe. Ahh . . . Praca modela ciężka jak taczka cegieł.
Przed wejściem do budynku, każde z nas rozeszło się w swoją stronę. Chłopak wrócił to bycia wielbionym przez gromady dziewcząt, a ja cicho przedzierałam się przez korytarz. W duchu modliłam się, aby ''Pan Wybawiciel'' darował sobie dzisiejsze zajęcia. A najlepiej, gdyby nie było go do końca miesiąca. Albo gdyby w ogóle zmienił szkołę. W końcu stać go na to, więc czemu by nie?
Szczęście jednak się do mnie nie uśmiechało. Już po wejściu do klasy mogłam ujrzeć jego nieskazitelną twarz wpatrującą się w okno, tak jak to było każdego ranka. Na jego widok znów dopadły mnie wspominki, pewnego deszczowego i szalonego wieczoru. Cholera . . . Moja twarz znów zrobiła się czerwona. Jednak chłopak chyba nie usłyszał jak wchodziłam, ponieważ nawet na mnie nie spojrzał. Uciszyło mnie to, niczym grzebień łysego. Mój plan wyglądał następująco: Wymknąć się i przeczekać aż zadzwoni dzwonek, udawać że wszystko jest tak jak gdyby nigdy nic, a przede wszystkim, pod żadnym pozorem nie dopuszczać do jakiegokolwiek dłuższego kontaktu wzrokowego. To powinno zadziałać. Przynajmniej tak mi się zdawało, puki ktoś mi w tym nie przeszkodził.
Gdy odwróciłam się by wymsknąć się z klasy, dosłownie z znikąd ktoś się przede mną pojawił.
-Ghah! - wrzasnęłam przestraszona. Miałam podejrzenie kolejnego zawału.
-Tobie również ''Ghah'' Dairi-san. - oznajmił, tak jakby nie było w tym nic dziwnego.
-K-Kuroko . . . Co ty tu robisz?
-Z tego co mi wiadomo, to jestem uczniem tej szkoły, więc raczej powinienem być na zajęciach.
-Aaa . . . no tak. Zapomniała, sorki.
-Zmieniając temat. Coś się stało? - Czułam się nieco skołowana tym pytaniem.
-Wiesz, moje życie jest tak nadmiernie ekscytujące, że praktycznie co sekundę coś się dzieje. Jak powiesz mi konkretny dzień i godzinę, to mogę zajrzeć do notesu i opowiem ci ze szczegółami co się wtedy stało. - tyle słów wypowiedzianych tuż po zawale. Z dania na dzień zaczynam zaskakiwać samą siebie.
-Konkretnie chodzi mi o wczorajszy wieczór i dzisiejszy poranek. Byłem po ciebie jak zwykle, ale nikogo nie zastałem, więc pomyślałam że może coś się wydarzyło. - Nie było czuć od niego ani niepokoju ani niczego podobnego, jednak było coś innego czego nie potrafiłam zidentyfikować.
-Aaaa. To o to ci chodziło. Nie musisz się martwić. Sorki że mnie nie było. Wracałam późno a do tego zaczęło padać, więc przekimałam się u Kise. - wyjaśniłam radośnie.
-Rozumiem. To dobrze. Cieszę się że się dobrze dogadujecie. - Ja bym tego tak nie nazwała, ale skoro już tak uważa, to czemu mam wyjawiać mu tą okrutną prawdę? Chociaż zaraz . . . Trochę mało szczegółowo, ale zarazem dość dosadnie wyjaśniłam mu co zdarzyło się wczoraj . . . . i powiedziałam to na głos . . . Gdy odwróciłam się, spełnił się najgorszy scenariusz. ''Ten który nigdy nie powinien tego słyszeć'' siedział kilka metrów za nami, a to mogło znaczyć tylko jedno.
''Kise, wybacz mi. Pokój z tobą i żeby rodzina godnie cię pochowała. Amen.'' - To jedyne co byłam zdolna usłyszeć w swojej głowie. Sądziłam, że właśnie postawiłam krzyżyk na tym debilu, jednak los chyba się do nas uśmiechnął. Wyglądało na to, że Akashi tego nie usłyszał, ponieważ nadal nieprzerwanie wpatrywał się w krajobraz za szybą. Czymkolwiek jest to na co patrzył, niech wie, że ocaliło życie pewnemu niezbyt rozgarniętemu sportowcowi. Odetchnęłam z ulgą a chwilę potem zadzwonił dzwonek. Przez całą lekcje czułam, jak ten potomek szatana się na mnie patrzy, ale nie miałam odwagi odwrócić się w jego stronę. Już wystarczyło mi to, że przez całą lekcję miałam gęsią skórkę i dreszcze. Nienawidzę go. Dzięki Bogu na następnych lekcjach siedziałam albo za nim, albo gdzieś daleko od niego, więc jeden problem poszedł się paść. Na przerwach też udawało mi się jakoś zgrabnie go unikać. Więc podsumowując, to był całkiem udany dzień.
Po lekcjach, nareszcie doczekałam się mojego upragnionego treningu. Tak dawno nie grałam, że już po rozgrzewce byłam cała zdyszana. Niestety, nie było większości chłopaków, bo złapała ich ta wiosenna grypa. Nie narzekałam, ale gra przeciwko dziewczynom, które raczej się tym nie interesują nie była zbyt porywająca. Ostatnio trener tak nas straszył, że zbliżają się Dni Otwarte i musimy ciężko trenować, bo tego dnia mamy ostatni mecz w tym roku szkolnym, a w tamtej chwili jakoś się tym zbytnio nie przejmował. Ale grunt to to, że mogę normalnie chodzić na zajęcia i wziąć udział w tych ''bardzo ważnych'' zawodach.
Gdy trening się skonczyl, wszyscy raźno udaliśmy się do swoich szatni. Przebrałam się i zauważyłam, że jestem dość poczochrana, więc wyciągnęłam z torby szczotkę i zaczęłam przesuwać ją po włosach. Nagle mnie olśniło. Przeciąż ja nigdy nie nosiłam szczotki do szkoły. Zerknęłam na nią. Tak jak podejrzewałam. To była szczotka mamy Kise, której pozwolił mi użycz gdy byłam u niego. Prawdopodobnie gdy rano zabierałam swoje rzeczy, przez przypadek wrzuciłam do torby i ją. Została okraszona mianem ''cudownej'' przez jego rodzicielkę, więc na pewno musiała być ważna. Postanowiłam znaleźć go i mu ją oddać, bo z tego co mówił, ona wraca w czwartek, a jego nie będzie w szkole ani jutro ani pojutrze. Od trenera usłyszałam, że pierwszy skład ma trening na drugiej hali. Szybko się tam udałam i można powiedzieć że zdążyłam w samą porę. Chłopaki właśnie opuszczali szatnie, z jednym wyjątkiem. Akashi nadal siedział na ławce blisko drzwi i uważnie się czemuś przyglądał. Gdy go zauważyłam zaczęłam się powolutku wycofywać, a wtedy wpadłam an Kuroko. Zapytałam go o blondyna, a ten wskazał mi wejście prowadzące na boisko. Mimo że trening był skończony, on nadal biegał.
-Po co on robi te kółka? Przecież już chyba skończyliście trening.
-Za karę. - Nagle dobiegł nas głos czerwonowłosego. Wzdrygnęłam się. 
-Jaką znowu karę? - Zwróciłam się do niego, co zaowocowało skromnym rumieńcem na mojej twarzy.
-Za nieposłuszeństwo.
-Chyba nie masz na myśli . . .
-Tak. Dokładnie to mam na myśli. - Więc jednak usłyszał to co mówiłam rano w klasie.
-O czym mówicie? - zapytał Kuroko.
-O sposobie tresury twojego kapitana. - Wyjaśniłam z dość wyczuwalną ironią.
-Chyba czegoś nie rozumiem.
-Nie martw się, nie ty jeden. Ja też tego nie czaje. - Chłopak z którym mierzyłam się wzrokiem lekko się skrzywił. Następnie Kuroko zapytał mnie, o powód mojej wizyty w tym miejscu. Wyjaśniłam mu wszystko i przez przypadek wspomniałam coś o tym, że już kiedyś przecież nocowałam u Kise. To był chyba mój kolejny wielki błąd. Akashi mruknął coś pod nosem a kilka sekund po tym, podbiegł do nas wymęczony blondyn.
-Skończyłeś Ryota?
-T-Tak. - wysapał.
-Wspaniale. Więc powtórz jeszcze raz to co ci zadałem.
-Że co? - Nagle obudziły się w nim resztki życia.
-Jeśli będziesz dyktował i nadal tracił mój czas, to z chęcią podwoję ilość okrążeń. - oznajmił z diabelskim uśmiechem na twarzy. Wkoło czuć było napiętą atmosferę. Biedak odwrócił się i wykonał polecenie. Wszyscy wspólnie, choć niechętnie, poczekaliśmy na niego. Gdy skończył, oddałam mu jego własność i ruszyliśmy w kierunku głównej bramy. Przy wyjściu ktoś stał. Osoba na pozór mi nieznana, jednak gdy przyjrzałam się uważniej, nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Usta same ułożyły mi się w uśmiech, a serce zaczęło bić mocniej. Pobiegłam jak szalona w jego kierunku. Gdy mnie zauważył, skierował się w moją stronę i mocno mnie przytulił, lekko podnosząc do góry. Oczywiście odwzajemniłam jego gest. Kiedy dostrzegł moje lekkie rumieńce, delikatnie pocałował mnie w gorący policzek i wyszczerzył kły. Również się uśmiechnęłam.
-Co ty tu robisz Kotaro? Boże, jak ja się za tobą stęskniłam.
-Nie tylko ty Shi-chan, i to dlatego tu jestem. Przyjechałem cię odwiedzić. - Przez te słowa aż chciało mi się piszczeć z zachwytu. Nie pomyślałam że odkąd wyjechałam z mojego rodzinnego miasta, będę jeszcze kiedyś tak szczęśliwa. Widocznie los jednak się dziś do mnie uśmiechnął.



O luju. To chyba najdłuższy rozdział jaki kiedykolwiek napisałam XDDDD
Ale mam nadzieję że nie zanudziłam was :3 Możecie mi dać znać w komentarzach, czy wolicie dłuższe czy krótsze notki :P
A tak na marginesie, wiem że kazałam wam długo czekać, jednak chyba nie mam nic na usprawiedliwienie. Coś po prostu cały czas zabraniało mi skończyć tą część. Czasem to było moje lenistwo, a czasami, gdy już się za to zabierałam, to połowa się kasowała bo burza i brak internetów ;-; Wiem że wiele osób ma to opowiadanko już głęboko gdzieś. W sumie nie dziwi się tym ludziom. Sama bym się wkurwiała gdyby ktoś mi coś takiego robił :P Teraz postaram się dodawać częściej niż co 4 miesiące XDDDD Ale jak to ze mną, nigdy nic nie wiadomo :D
PS. Specjalne dziękóweczki dla Aleksandreła, Ankeła, Ali i Wiki które maltretowały mnie żebym pisała :3 Bóg wam w dzieciach za to dziewuszki ^3^

wtorek, 17 lutego 2015

Rozdział XV: Ślepa i głucha + Ogłoszenia parafialne (czy będę dalej pisać . . . )

WAŻNE INFOOO!

Siemanko po długiej przerwie :D Tak wiem że nie było mnie długo, ale jak wiecie, coś przestało trybić i nie miałam już siły pisać tego bloga (nie siły w muskułach tylko w mentalnym znaczeniu XD)
Tak więc po przemyśleniu tego wszystkiego, stwierdziłam że jeśli to tak ma wyglądać to nie ma w tym sensu i wraz z tym rozdziałem to będzie koniec . . . . . . . . . . Koniec opierdzielania się! Po przeczytaniu tych wszystkich komentarzy stwierdziłam że tak być nie będzie, kurde! Zaczęłam to skończę. Choćby tylko dlatego, że jest jedna czy dwie osoby które chcą to czytać. Cóż za potwór byłby ze mnie, gdyby im teraz powiedziała że więcej rozdziałów nie będzie. Wiem, robię dużo błędów, ale staram się je usuwać ile tylko sił w moich oczach. Niestety one dość sprytnie się przede mną chowają za co bardzo przepraszam m(_ _)m Podczas przemyśleń w wannie (to dziwne ale najlepsze pomysły i najgłębsze przemyślenia biorą się właśnie z kąpieli XD) doszłam do wniosku że jeśli jest choćby tylko jedna osoba, która chce poznać zakończenie tej historii, to choćby nie wiem co doprowadzę ją do końca. Przez ostatnie 2 tygodnie starałam się popracować troszkę na moim pisaniem i wyszukiwaniem błędów. Fakt, to co tu umieszczam pozostawia wiele do życzenia, ale będę się starać. Z czasem będzie coraz to lepiej ^^ (Mam nadzieje XD) I zanim zaproszę was do czytania kolejnego rozdziału, mam coś do zakomunikowania. Zamówienia które czekają i czekają na realizację są już wymyślone (dzięki znacznej pomocy Izy xD) i gdy teraz to czytacie, ja prawdopodobnie piszę wstęp do Akashi x Kuroko (fem) :P Tak więc tego też się spodziewajcie niebawem. <---- Muszę jakoś wynagrodzić to że nie dodałam niczego na Walentynki xD Ok to tyle! Zapraszam na kolejną część (ciekawe czy ktoś zauważy zmianę w pisaniu, a jak tak to czy się spodoba :P)


 ZAPRASZAM DO CZYTANKA!
Wskazówka ;) Pisząc ten rozdział włączyłam sobie na YT filmik imitujący dźwięk deszczu. Jak chcecie się wczuć w klimat to też sb włączcie XD To się nazywa ,, 10 Hours Rain, Distant Thunder, und Wind '' <-- Wklejcie w jutuba to wam wyskoczy jako pierwsze :D 


''6 marca 2015r. - To data której nie zapomnę chyba do końca życia. Gdy wróciłam do domu, znalazłam ten zeszyt i stwierdziłam że będzie on od teraz moim pamiętnikiem. Nie wiem czemu wpadłam na taki pomysł, ale od śmierci Sayaki nie mam komu się zwierzyć. Może to dlatego. A dlaczego dopiero od dzisiaj?  . .  .To proste. Dzisiejszy dzień wydaje mi się inny niż reszta. Jakiś taki wyjątkowy. Tylko jeszcze nie wiem czy w dobrym czy złym tego słowa znaczeniu. Fakt, udało mi się dzisiaj dobrze napisać poprawkę z matematyki i zła ocena mi już nie grozi. Jednak . . zrobiłam dzisiaj coś głupiego. Sama nawet nie wiem dlaczego to zrobiłam. Może za bardzo się ucieszyłam i mnie poniosło? Może. Jednak odkąd wróciłam do domu jest mi jakoś tak dziwnie. Po tym jak uciekłam od Akashi'ego jeszcze wcześniej go przytulając, byłam zła na niego i na siebie. Ale teraz leżę sobie na łóżku i cała ta złość jakby znikła. Za to zamiast niej mam w głowie mętlik i zastanawiam się, co on sobie teraz o mnie myśli, albo jak mam się zachować gdy go znów zobaczę. Nie wiem czemu ale . . . Boję się tego co teraz będzie.'' - I tak zakończył się ten felerny dzień. Na pisaniu pamiętnika. Byłam tak wykończona że zasnęłam z długopisem w ręku. Nawet nie wiem kiedy to dokładnie było. Po prostu zasnęłam i już. Na całe szczęście nazajutrz był już weekend. Nie musiałam się przejmować szkołą czy Akashi'm. Ale co z tego skoro i tak to robiłam! Co minute w mojej głowie pojawiała się myśl ,,A co będzie jeśli . . '' ,,Co ja wtedy zrobię?'' i setki innych, podobnych rzeczy. Nim się obejrzałam straciłam na to całe przedpołudnie. Chciałam zrobić cokolwiek co dałoby mi szansę o tym wszystkim zapomnieć. Gdyby nie to, że pogoda była beznadziejna pewnie poszłabym pobiegać. Jednak nie było takiej opcji. Z samego rana zerwało się okropne wietrzysko. Ale przecież w domu też mogłam coś robić. Przynajmniej tak mi się wydawało. Na początku pomyślałam o gotowaniu. Ale przez to całe zamieszanie straciłam apetyt. Ja! Ja straciłam apetyt! Przecież to brzmi absurdalnie. Pomyślałam więc że mogłabym trochę posprzątać. A jednak nie. Przez to że ,,pan korepetytor'' odwiedzał mnie co dziennie, i za każdym razem gdy widział bałagan dostawałam po łbie, sprzątanie weszło mi w nawyk. Zauważyłam to dopiero teraz.
,,Ehh . . . . Co bym nie robiła to ma związek z nim. Ogarnij się!'' - skarciłam się w myślach. Musiałam się czymś zająć. Poklepałam się kilka razy po policzkach, żeby trochę otrzeźwieć i przeszłam do salonu. Podeszłam do biurka i odsunęłam trochę krzesło tak żebym mogła na nim usiąść. Potem kliknęłam podświetlony na niebiesko guziczek i komputer zaczął się włączać. Trochę mu to zajęło. Bądź co bądź nie był najnowszy. Kiedy już się całkowicie uruchomił zalogowałam się na Facebooka.
,,O! . .  . Ktoś do mnie pisał.'' - Zerknęłam na wiadomość. Nieco się zdziwiłam. Zmrużyłam oczy i przysunęłam głowę bliżej monitora żeby upewnić się, że dobrze przeczytałam. Napisał do mnie ktoś, kogo dawno nie widziałam. Ba! Nawet nie pamiętałam kiedy ostatni raz ze sobą pisaliśmy. Ale co się dziwić. Ostatni raz widziałam tą osobę chyba z 6 lat temu, jak nie więcej. Ucieszyłam się. Pamiętam że zawsze się ze mną droczyła, bo byłam młodsza i niższa. Ale zawsze też mi pomagała. Szkoda że mieszkamy tak daleko od siebie.
,,Ale przynajmniej możemy ze sobą popisać.'' - Uśmiechnęłam się lekko i przysunęłam bliżej biurka. Zaczęłyśmy ze sobą pisać. Na początku padały pytania ,,Czy wszystko w porządku?'' i inne takie bzdety. Potem zaczęliśmy się wymieniać relacjami z naszych obecnych szkół. Zaczęłam opowiadać o mojej poprawce z matematyki, o klubie w którym jestem, i o zbliżającym się meczu. Pisałam to co tylko mi się wspomniało i z każdym wysłaniem czekałam z niecierpliwością na odpowiedź. I tak w kółko. Minęła godzina, dwie, a potem jeszcze kilka. Z transu wyrwało mnie ciche burknięcie. Wyprostowałam się i wychyliłam głowę znad ekranu. Była już noc. Za oknami nie było widać nic poza ciemnym, zachmurzonym niebem. Szybko się odwróciłam i spojrzałam nerwowo na zegarek. Było dawno po 20-stej. Nic dziwnego że zrobiłam się głodna. Poinformowałam tylko że muszę już iść i wyłączyłam komputer. Zanim poszłam do kuchni złapałam po drodze pilota i włączyłam jakiś losowy kanał w telewizji. Akurat leciały wiadomości. Nie interesowały mnie one szczególnie, ale lubię jak mi coś szumi. Nie mam wtedy tego dziwnego wrażenia że jestem sama w domu. Zaczęłam robić kanapki. Gdy były już całkowicie skonsumowane, chciałam iść się wykąpać, ale stwierdziłam że sobie to jednak daruję. Po całym dniu przed komputerem oczy zaczęły mnie piec. Przebrałam się tylko w piżamę, pogasiłam światła i położyłam na łóżku. Chciałam usnąć jednak coś gniotło mnie w głowę. Pamiętnik.Wyciągnęłam go spod poduszki i otworzyłam na zapisanej wcześniej stronie. Znów wróciły do mnie myśli z wczorajszego wieczora. Zdenerwowałam się sama na siebie. Przydusiłam poduszkę do obu uszu i zasnęłam. Tak skończyła się moja sobota. Następny dzień spędziłam prawie identycznie. Jedyne czego się obawiałam, to co może się stać kiedy pójdę do szkoły.


~Poniedziałek~

Przyjście tego dnia do szkoły było bardziej stresujące niż kiedykolwiek. Na każdy kroku bałam się że wpadnę na czerwonowłosego. Szczęście jednak mi dopisało bo nie było go w szkole. Odetchnęłam z ulgą i mogłam spokojnie iść na lekcje. Nie wiedzieć czemu wydawały się nudniejsze niż zwykle. Z początku myślałam, że to może przez pogodę. Tego dnia faktycznie było ponuro. Na dworze była lekka mgła i wszystko wydawało się takie szare. Zupełnie bez koloru. Jak ktoś się przysłuchał to od czasu do czasu słychać było jak deszcz obija się o szyby. Taka pogoda ,,pod psem'' jak to mówią. Innych najwyraźniej usypiała, ale mnie, ku mojemu zdziwieniu to nie spotkało. Za to dopadło mnie coś o wiele bardziej upierdliwego. Zastanawiałam się czemu go nie ma w szkole. No proszę was! Czy ja naprawdę nie mam ciekawszych tematów do myślenia? Ehh . . Najwyraźniej nie. Aż sama się sobie dziwiłam że tak nagle zaczęłam się nim przejmować. Z moich jakże głębokich przemyśleń wyrwał mnie dzwonek kończący lekcje. Tak jak wszyscy, zaczęłam pakować swoje książki i już chciałam iść w stronę wyjścia, gdy na korytarzu zaczepiła mnie jakaś dziewczyna. 
-Ej, Dairi-san? 
-Hmm? - Odwróciłam się. - Coś się stało? 
-Nie nic. Po prostu mam do ciebie małą prośbę - powiedziała wyjmując z torby kilka zeszytów. - Z tego co wiem to często widujesz się z Kise-kunem, a nie było go dzisiaj w szkole więc mogłabyś mu podrzucić zeszyty. Nauczyciel poprosił mnie ale muszę wrócić szybciej do domu i nie mam jak. Mogłabyś? - zapytała z nadzieją w głosie. Ale to było raczej pytanie retoryczne. Tak czy tak nie mogłam odmówić. Choć nie bardzo uśmiechał mi się spacerek do domu tego idioty. 
-Ym, pewnie. - Uśmiechnęłam się sztucznie. - Nie mam nic do roboty więc mogę mu je podrzucić.
-To super. Dziękuje ci bardzo. Życie mi po prostu ratujesz - Zaśmiała się i pobiegła w drugą stronę machając mi na pożegnanie. Ja również jej pomachałam. Spakowałam zeszyty i wyszłam. Już raz byłam u niego w domu (niestety) i pamiętałam gdzie mieszka. Nie było to daleko. Góra 10 minut na piechotę. Ehh . . Jak ja żałowałam, że tego dnia nie było treningu. Miałabym wtedy niezłą wymówkę. A tak musiałam zapierniczać przez deszcz bo ,,Kisiaczek'' sobie zrobił wagary. No świetnie. Aż mi się chciało z radości skakać. Nie pocieszyłam się jednak długo. Nim się obejrzałam byłam przed drzwiami jego mieszkania. Zapukałam kilka razy. Cisza. Poczekałam chwile ale to nic nie dało. Spróbowałam jeszcze raz i tym razem drzwi się otworzyły.
-O siema Ki . . . - Zaczęłam dość sztywno. Jednak to, co stało w drzwiach to nie był Kise. Co prawda wglądało jak on, ale otaczała go jakaś dziwna, mroczna aura. Z jego twarzy można było wywnioskować, że chce mnie co najmniej zaszlachtować. 
-Ekhem . . . Coś . .  nie tak, Kise? - zapytałam nerwowo nie wiedząc o co chodzi.
-Co chcesz? - wymamrotał nadymając policzki.
-He? Nic nie chce. Kazali mi przynieść ci zeszyty.
-Wcale nie musiałaś. Idź sobie! - Normalnie jak dziecko.
-Jeny, ty dalej masz na mnie focha? - zapytałam zrezygnowanym tonem.
-Nie mam focha. Po prostu jestem na ciebie zły! - Czy ja się przesłyszałam? On jest zły na mnie? No tego jeszcze nie grali. Byłam bardzo ciekawa co jest powodem jego oburzenia, dlatego wprosiłam się do jego mieszkania i zażądałam wyjaśnień. Na początku próbował protestować jednak nic z tego nie wyszło. Pozwolił mi więc wejść. Zdjęłam buty i bluzę po czym poszłam do salonu. Usiadłam na kanapie podpierając łokcie o kolana a brodą zahaczając o ręce. Siedziałam tak i czekałam na wyjaśnienia. Jednak kiedy o to zapytałam byłam nieźle zdziwiona jego odpowiedzią.
-Bo jesteś okropna!
-He? - Spojrzałam na niego krzywo.
-No bo wcale się się nie przejęłaś swoja koleżanką. - Spoważniał. - Odkąd zginęła ani razu nie widziałem żebyś była smutna czy coś. Nawet wtedy w klasie. Jak cie ludzie o nią pytali. Nie wiem co mówiłaś ale nie wyglądało jakby było ci przykro. - Wyglądał jak zirytowany siedmiolatek który zaraz miał się rozpłakać. 
-Heh . . To nie tak. - Zaczęłam mu wyjaśniać dlaczego się tak się zachowywałam. Powoli zaczynał to rozumieć i złość schodziła z jego twarzy. Jednak było coś jeszcze.
-N-No dobra. Faktycznie nie słyszałem co mówisz, ale to nie moja wina! Po prostu stałem za daleko i tyle. - Tłumaczył się. Aż chciało mi się trochę z niego śmiać ale się powstrzymałam. - A tak poza tym to . . 
-To co? 
-No bo, odkąd cię poznałem, to ty cały czas powtarzasz że tak nie lubisz nas, bo jesteśmy z Pokolenia Cudów. A Kurokocchiego to jakoś lubisz! - krzyknął.
-Hah! To żeś dowalił! Porównywanie ciebie do Kuroko, to tak jakbyś miał do wyboru mieć pchły do końca życia, albo darmowe frytki w KFC. Raczej nikt by się nad tym nie zastanawiał. - Roześmiałam się. Jednak chłopak stał się nagle poważny. To rzadkość widzieć u niego taki wyraz twarzy .
-Ale ja nie mówię o mnie. - Zastygłam w miejscu.
-To niby o kim? - Zmarszczyłam brwi. Zupełnie nie rozumiałam co ma na myśli.
-O Akashicch'im . . . - Zdębiałam. - Możesz nie lubić mnie czy Aominecchi'ego. Rozumiem to. Ale Akashicchi to zupełnie co innego. - Kontynuował. 
-Ale- 
-Tyle razy ci pomagał i ratował ci skórę. - ,,A to że chciał mnie zabić i notorycznie usiłował doprowadzić na skraj wyczerpania psychicznego to co?'' - pomyślałam jednak nie chciałam tego mówić i słuchałam dalej. - Uczył cię pomimo że ma tyle zajęć, i do tego znosił twoje humory przez ten cały czas. Ostatnio też ci pomógł, a przez to coraz częściej nie było go na treningach. - Nie wiedziałam o tym. Chciałam coś powiedzieć jednak blondyn mówił dalej. - Za każdym razem gdy Aominecchi na ciebie narzekał od razu zostawał ukarany przez niego. Tyle dla ciebie robi, a ty i tak masz to gdzieś. Jesteś wstrętna! -krzyknął. Napuszył się jeszcze bardziej i odwróci plecami do mnie. A ja siedziałam z rękami opuszczonymi po między kolanami. Oczy miałam szeroko otwarte ze zdziwienia. Nie wiedziałam o tym wszystkim. A raczej nie chciałam tego widzieć. Cały czas tylko usprawiedliwiałam to co robię, tym że tak bardzo ich nienawidzę.  Ale tak naprawdę to już dawno o tym zapomniałam. ,,Jestem idiotką  . . . '' - przewijało mi się przez myśli. 
-Wybacz Kise. Zapomniałam czegoś i muszę już iść. - wymamrotałam cicho i drżącymi ruchami zaczęłam podnosić się z sofy i biec w stronę drzwi.
-Ej! - wrzasnął. Ja ubierałam szybko buty. Potem bluzę. Chwyciłam pasek torby i wybiegłam na zewnątrz. 
-Sorki ale to ważne! - odkrzyknęłam chłopakowi stojącemu w futrynie drzwi. Był dość zmieszany, ale nie dziwiłam mu się. Sama byłam sobą zaskoczona. Biegłam ile sił w nogach, choć było to dość trudne. Przez pośpiech nie zawiązałam porządnie sznurówki. Po kilku krokach supeł puścił i zaczęła plątać mi się pomiędzy nogami. Nie przejmowałam się tym jednak. Biegłam dalej a deszcz zaczynał padać coraz to mocniej. Wiał wiatr i zaczynało się zaciemniać. Zakładanie kaptura było bez sensu. I tak by spadł po kilku sekundach. W efekcie tego byłam już cała mokra. Biegłam w kierunku do tej pory mi nie znanym. Nigdy nie byłam w tej części miasta bo nigdy nie miałam takiej potrzeby. Teraz pewnie też by mnie tu nie było, gdyby nie to że Kuroko mi kiedyś opowiadał o nich. O tym jak żyją. Gdzie mieszkają. Akurat to zapamiętałam. Byłam już niedaleko tej bogatszej dzielnicy miasta gdy zaczęłam tracić oddech. Zrobiło mi się gorąco a z zewnątrz owiewało mnie dość mroźne powietrze. Nie miałam siły iść dalej. Byłam akurat w parku i zauważyłam małą, drewnianą ławkę. Była cała przemoczona. Zupełnie tak jak ja. Zaczęłam chwytać zimne powietrze. Oparłam łokcie o kolana i schyliłam głowę na którą opadł mi kaptur przesiąknięty wodą. Wszystko wokół mnie było szare i mokre. Wbiłam wzrok w chodnik i wzięłam kilka głębszych oddechów. Cała się trzęsłam. Zaczęłam odruchowo trząść prawą stopą jakby to miało pomóc. Było ciemno. Wokół mnie były drzewa które nieco osłaniały mnie przed deszczem. Słyszałam jak kropelki odbijają się od ich liści. W pewnym momencie sięgnęłam do kieszeni. Wyciągnęłam z niej komórkę. Kliknęłam pare razy, wybrałam numer i przyłożyłam telefon do zmarzniętego ucha. Usłyszałam sygnał wybierania. Czekałam aż ktoś odbierze. Jednocześnie bałam się i zastanawiałam co mam powiedzieć. Nagle sygnał zniknął. Ktoś odebrał. Cisza. Nie odezwał się. Otworzyłam usta i lekko zachrypniętym głosem zaczęłam mówić.
-A . . . . A-Akashi . . . . jestem w parku. Wiesz . . tym koło rynku . . . . M-Mógłbyś tu na chwile przyjść? - Mój głos drżał. Sama już nie wiem czy z zimna czy dlatego, że się bałam. Nikt nie odpowiadał. Myślałam że już dłużej tego nie wytrzymam gdy usłyszałam cichy i poważny głos.
-Dobrze. Zaraz przyjdę. - odpowiedział. Kiwnęłam lekko  głową tak jak bym chciała powiedzieć ,,To dobrze'' ale nic już nie mówiłam. Rozłączyłam się. Oparłam się o ławkę całymi plecami i wychyliłam głowę ku górze. Przymrużyłam oczy i czułam jak zimne kropelki spadają mi na twarz. Czekałam . . . 
                                      Tylko nie wiem jeszcze  . . . co teraz będzie . . . .


Czum czurum czum czum . . . . .  Gratuluje! Udało ci się dotrwać do końca! Podziwiam cię! A w nagrodę, otrzymujesz ode mnie dożywotnie prawo oceniania i komentowanie moich notek! Cieszysz się? Mam nadzieje, bo z nagrody będziesz mógł/mogła skorzystać już niebawem XDDD Boże, to zabrzmiało jak teksty tych kolesi co łażą po domach i sprzedają pościele i garnki XDDDD
Ale tak naprawdę to mam nadzieję że się podobało (osobiście powiem że ten rozdział jest dla mnie całkiem znośny, więc to super bo mam ogólny wstręt do tego co sama piszę XD) Od teraz rozdziały będą krótsze, ale za to będą pojawiać się częściej. Mam nadzieję, że ktoś dostrzegł (kolejną zresztą) zmianę w moim stylu pisania :P  Może Tolkien ze mnie nie jest, ale się staram XD Jeśli się podobało lub też nie, to możesz mi to napisać/zhejcić mnie (jak wolisz) w komentarzu :P Wiem że błędów znów była cała masa, mimo że siedziałam i poprawiałam to naprawdę długo. Tak więc czekam na wasze opinie, a wy, jeśli macie ochotę to czekajcie na ciąg dalszy :D Papa ^^

Autor tekstu: Blendonka
Korekta: Nokado Neko-chan