Gdy
tak siedziałam, i z każdą sekundą mokłam coraz bardziej, zastanawiałam
się co mam powiedzieć. Układałam w myślach dialog i przygotowywałam
się na każdą możliwą odpowiedź. Było to jednak dosyć trudne, bo z
każdej strony byłam atakowana przez fale zimnego powietrza. Ratowało
mnie jedynie to, że byłam w parku i otaczały mnie drzewa, więc wiatr
nie był tak odczuwalny jak przedtem. Zimne krople jednak nie
odstępowały mnie na krok. Co rusz któraś zsuwała się z liścia i
rozpryskiwała na mojej głowie. Zaczęłam pocierać o siebie rękoma i
chuchać na dłonie żeby je ogrzać. Nic to nie dało. Były całkowicie
przemoknięte i skostniałe. Wepchnęłam je do kieszeni i zaczęłam powoli
obracać głową wokół siebie. Park był okrągły i nieduży, więc przez
prześwity drzew mogłam dostrzec drogę, chodnik i zlepione jedna przy
drugiej kamienice. Jak na bardziej klasyczne budowle, wyglądały
zaskakująco nowocześnie. A przynajmniej tak mi się zdawało, choć mogła
mnie zmylić panująca wszędzie lekka mgła. Deszcz nie ustawał a z każdą
sekundą powietrze zdawało się ochładzać. Wychyliłam głowę ku górze i
wpatrywałam się w zachmurzone niebo. W tej chwili jedna ze złośliwych
kropli wpadła mi do oka, a to zaś zaczęło mnie potwornie szczypać.
Schyliłam się gwałtownie i zaczęłam trzeć dłońmi o powiekę. Po chwili
ból ustał i pozostało tylko lekkie pieczenie i zamazany wodą obraz.
Widziałam na tyle żeby móc spokojnie iść, jednak miałam problem z
dostrzeżeniem drobniejszych szczegółów.
Nagle
usłyszałam szurnięcie ze strony prawego wyjścia z parku. Szybko
przeniosłam wzrok w tamto miejsce i okazało się, że słuch mnie nie myli.
Stał tam chłopak ubrany w ciemnoczerwoną bluzę z kapturem naciągniętym
na głowę. Podniosłam się i zaczęłam iść w jego stronę. Mimo że panował
półmrok, a do tego jedno moje oko było zamglone, mogłam spokojnie
stwierdzić że to Akashi. Z każdym krokiem, zaczynało mi się robić
goręcej ze strachu, a moje kolana wydawały się być zrobione z waty.
Małymi kroczkami podążałam prosto przed siebie, gdy dostrzegłam, że
chłopak również ruszył w moja stronę. Poczułam ścisk wokół gardła, a
nogi zaczęły mi się lekko trząść z nerwów. Mimo tego, cały czas szłam
naprzód. Kiedy chłopak był już na tyle blisko, żeby mógł mnie usłyszeć,
zaczęłam mówić.
-N-No
bo wiesz . . . Ja chciałam tylko . . . - Spojrzałam przed siebie.
Chłopak ani myślał się zatrzymywać. Tym samym tempem szedł przed siebie,
coraz bardziej zmniejszając dzielący nas dystans. -Ej, co ty robisz . .
.? - zapytałam zmieszana gdy złapał moje nadgarstki uniemożliwiając mi
odsunięcie się. Zbliżał się coraz bardziej a gdy wiatr poruszył jego
kapturem, odsłaniając skrawek twarzy, doznałam szoku. To nie była osoba
na którą czekałam, ale ktoś zupełnie mi obcy!
Nie wiedziałam jak mam zareagować.
-Puść
mnie! - krzyknęłam, na co on odpowiedział zwykłym parsknięciem,
jeszcze mocniej zaciskając swoje dłonie. Bolało mnie to, jednak
szarpanie się nic nie dawało. Z każdym jego krokiem w przód, ja robiłam
jeden w tył. Bałam się go. Zaczęłam się rzucać i krzyczeć żeby ktoś mi
pomógł, jednak nikogo tam nie było. Miotałam się we wszystkie strony
próbując się uwolnić. Szukałam pomocy. Rozglądałam się we wszystkich
kierunkach. Lewo. Prawo. Za sobą także. Jednak nie było nikogo. W
pewnym momencie zaczął ciągnąć mnie za bluzę, zupełnie nie zwracając
uwagi na moje wrzaski. Był wyższy i silniejszy. Nie miałam szans. Z tej
bezsilności chciało mi się płakać, jednak nie poddawałam się.
Usiłowałam machać rękami, kopać go i deptać, ale nic nie skutkowało.
Nagle zauważyłam że jedna z jego rąk, niebezpiecznie szybko przenosi
się na moje ramie. Przestraszyłam się i szybko zacisnęłam powieki
licząc na to, że to się nie dzieje na prawdę. Nic nie widziałam.
Poczułam że tracę grunt pod nogami. Poślizgnęłam się na mokrym chodniku
i z hukiem upadłam na ziemię.
Gdy
po paru sekundach otworzyłam oczy, moje zdziwienie ani odrobinę nie
zmalało. Tuż przede mną widziałam mojego napastnika, lecz teraz, w
zupełnie innej wersji. Siedział po środku niewielkiej błotnej kałuży,
trzęsąc się i wypowiadając jakieś mało słyszalne słowa. Spojrzałam przed
niego. Stał tam chłopak niższy i wyglądający o wiele bardziej
niepozornie. Przynajmniej na pierwszy rzut oka, bo pod tą przykrywką
czaił się prawdziwy demon. Człowiek, który przed chwilą wydawał się
twierdzą nie do pokonania, teraz drżał od jego śmiercionośnego
spojrzenia. Nie umiał nawet wydukać jednego słowa. Ja z resztą nie byłam
lepsza. Wpatrywałam się w to oszołomiona i mimo, że to wszystko trwało
zaledwie pare sekund, ja miałam wrażenie że czas na chwilę zwolnił.
Tym
razem nie miałam już cienia wątpliwości, że jest to osoba na którą tu
czekałam. I jak zwykle, pojawił się w najbardziej odpowiedniej chwili.
Sprawiał wrażenie jakby był wysłannikiem piekieł, jednak w tej chwili
był dla mnie jak zbawca. Wtedy zrozumiałam co miał na myśli Kise.
-Na
co czekasz? - zapytał śmiertelnie poważnym tonem. Nieznajomy jedynie
wzdrygnął się i szybko uciekł, prawie potykając się o własne nogi.
Odbiegł nie wiadomo gdzie, jednak jeszcze przez chwile było słychać jak
biegnie po mokrym chodniku, a woda pluska mu pod butami. Chłopak
powodził za nim wzrokiem aż ten zniknął gdzieś z parku, a następnie
zwrócił się do mnie.
-Nic ci nie je-
-Dziękuję!
- Przerwałam mu własnym krzykiem. Szybko podniosłam się z ziemi i
uwiesiłam ręce na jego ramionach -Tak strasznie się bałam - Cieszyłam
się że tu był i mi pomógł, zresztą, już nie pierwszy raz. Zacisnęłam
ręce wokół jego szyi, opierając głowę o jego ramie. Ogarnęło go nie małe
zdziwienie, bo przez chwilę stał w miejscu i zdawał się nie wiedzieć
jak zareagować. Ale nie dziwiłam mu się, po tym jak ostatnio skończył
się podobny akt z mojej strony, na jego miejscu sama byłabym
zakłopotana. Teraz jednak nie myślałam o tym co było wcześniej.
Cieszyłam się że wszystko się dobrze skończyło, chociaż nadal lekko się
trzasłam. Wiedziałam że już nic mi nie grozi, ale mimo tego w dalszym
ciągu byłam przerażona tym co mogło się stać.
-Ja . . . chciałam ci podziękować. - wyszeptałam mu koło ucha.
-Już
mi to mówiłaś. Nie musisz się powtarzać. - Jego głos brzmiał tak jak
zwykle. Był poważny i lekko znudzony, jednak tym razem było w nim
jeszcze coś innego.
-Ale mi nie chodzi tylko o to przed chwilą.
-Hm? - Obrócił głowę lekko w moją stronę i spojrzał na mnie zdziwiony.
-Zadzwoniłam
po ciebie, bo chciałam cie przeprosić. - Jego twarz wrażała nie małe
zdumienie, jednak nie odezwał się i słuchał dalej. - Bo . . . Bo ja cały
czas tylko narzekałam na ciebie i resztę. Dopiero dzisiaj jak
rozmawiałam z Kise, to zaczęłam na to patrzeć inaczej . . . Tyle razy mi
pomagałeś i w ogóle, a ja ani razu nawet ci nie podziękowałam. Zawsze
miałam do ciebie o coś pretensje, a tak naprawdę to nie miałam nawet do
tego powodów. Coś sobie ubzdurałam i tyle. Ale teraz chciałam cię
przeprosić i podziękować ci za to wszytko. - Gdy skończyłam nastała
cisza. Nie widziałam jego twarzy, a jedyne co słyszałam to deszcz
obijający się o liście i moje serce, które waliło mi jak dzwon. Nadal
się nie uspokoiłam po tym, co miało miejsce chwilę temu, a to jak blisko
chłopaka się wtedy znajdowałam, wprawiało mnie w jeszcze większe
nerwy. Myślałam że jest na mnie zły i chciałam się odsunąć, jednak w
tym momencie poczułam że coś przyciąga mnie z powrotem. Obejrzałam się
za siebie. Zauważyłam jego ręce splecione na moich plecach. Od tego
widoku nagle zrobiło mi się strasznie ciepło. Miałam wrażenie że płonie
mi cała twarz, a to coś w klatce piersiowej nagle zaczęło bić jeszcze
szybciej. Nie wiedziałam co powinnam wtedy zrobić jednak z amoku
ponownie wyrwał mnie jego cichy głos.
-To
nie ty powinnaś przepraszać. - wymruczał pod nosem, tak jakby nie
chciał żebym to usłyszała. Nie rozumiałam co chciał przez to powiedzieć
więc chciałam go zapytać, jednak nie było mi to dane. Wszystko przerwał
coraz głośniejszy, znajomy głos, który z każdym krzykiem wydawał się
do nas zbliżać. Na początku to był tylko jakiś niewyraźny szum, jednak
po paru sekundach zaczynał być bardziej dokładny. - . . chi . . .
.icchi . . . Ricchi! - ,,To moje imię?'' - pomyślałam i odwróciłam się w
stronę źródła dźwięku. Wtedy był już całkowicie wyraźny i zrozumiały.
-Ej!
Ricchi! Gdzie jesteś?! - Zauważyłam biegnącego w naszym kierunku
znajomego mi blondyna, który rozglądał się po wszystkich stronach. Gdy
zorientowałam się w sytuacji, odskoczyłam od Akashi'ego jak poparzona,
udając że nic się nie stało, a w tej samej chwili, zbliżający się
krzykacz zauważył nas. Podbiegł zdyszany i chwycił mnie dłońmi za
ramiona.
-Oszalałaś?!
Czemu tak uciekłaś bez wyjaśnień ani niczego?! Wiesz jak się
przestraszyłem jak mi znikłaś z oczu?! - Panikował próbując łapać oddech
po biegu.
-E . . . Soreczka że tak wybiegłam bez słowa. - Uspokajałam go - Ale tak właściwie, to co ty tutaj robisz?
-Jak
to co? Martwiłem się i pobiegłem za tobą. Ale przestraszyłam się jak
cie gdzieś zgubiłem, więc zacząłem biegać po okolicy i wołać. - Nadal
nie umiał się uspokoić i przypatrywał się mi, jakby chciał sprawdzić czy
wszystko ze mną w porządku.
-Spokojnie
Ryota. Nic jej się nie stało. Cały czas była ze mną. - Z boku dobiegł
nas spokojny głos czerwonowłosego. Kise odetchnął z ulga i puścił moje
ręce.
-To dobrze. - Westchnął - Ale chwila. Czyli że ja przerwałem wam rozmowę?! - Przeraził się.
-Nie,
właściwie to już się żegnaliśmy. - Skłamał bez jakiegokolwiek
poruszenia - Ja muszę już wracać, ale ty Ryota, odprowadź ją do domu.
-Ale - Chciałam dowiedzieć się o czym mówił przed przybyciem Kise, jednak nie udało mi się, ponieważ ktoś się niestety wtrącił.
-He? Ale ona mieszka tak daleko. Przecież mogę ją przenocować. Mieszkam w końcu o wiele bliżej.
-Nie
rozumiesz tego co powiedziałem? - zapytał piorunując go spojrzeniem. -
Tak więc wyrażę się jeszcze raz, ale tym razem jaśniej. Odprowadź ją
do JEJ domu, rozumiesz? - powiedział wpatrując się w chłopaka z lekko
skrzywioną twarzą.
-Yy
. . T-Tak, rozumiem. - wydukał lekko przerażony. Akashi odwrócił się i
odszedł w swoją stronę, a ja wraz z Kisę w przeciwną. Przez całą drogę
musiałam go zbywać i udawać, że nic się nie stało. Na moje szczęście,
potomkiem Sherlocka to on nie był, i łatwo udało mi się wcisnąć mu
jakąś tania wymówkę. Gdy deszcz ponownie zaczął mocniej padać, oddał mi
swoją bluzę żebym się nie przeziębiła. Fakt, także była przemoczona,
ale nie aż tak jak moja, więc z chęcią ją przyjęłam. Po chwili
szybszego spaceru, zatrzymaliśmy się pod jego blokiem i weszliśmy do
mieszkania.
-Dobra, to zdejmuj te przemoczone ubrania i zmykaj się wykąpać, bo jeszcze mi się tu przeziębisz.
-Hm? Ale wiesz . . . Akashi coś syczał, że nie mogę u ciebie nocować.
-No
niby tak, ale na dworze znów zaczyna lać i nie chciałbym żebyś się
rozchorowała. Wszystko będzie dobrze puki Akashicchi się nie dowie. -
Wyszczerzył zęby i cicho się zaśmiał. Chyba był podekscytowany tym
niecnym planem. Ahh . . . To życie na krawędzi. Po chwili jednak wrócił
do rzeczywistości. Wyglądał na nieco przestraszonego, tak jakby właśnie
zrobił coś, czego nikt nie powinien robić.
-Ej, Ricchi. - Spojrzał na mnie jak mały chłopiec, któremu mama zabrała Toffifee - A-Ale nie powiesz mu o tym, co nie?
-No
co ty! Chyba by cię zabił i zatańczył na twoich zwłokach, gdyby się
dowiedział, że go nie posłuchałeś. - Byłoby mi szkoda Kise, a poza tym,
musiałabym kupować mu kwiatki na grób, więc stwierdziłam, że
najlepszymi wyjściem będzie zatajenie niektórych faktów. Chłopak chyba
myślał podobnie, dlatego zakończyliśmy ten temat, po to by pogrążyć się
w znacznie ważniejszych przemyśleniach. W końcu był już wieczór, a to
oznaczało że wypadałoby coś zjeść. Wszakże kolacja to nie byle co. To
ostatni posiłek dnia, który podtrzymuje człowieka przy życiu aż do
śniadania. Pozostawiłam blondyna z tym dylematem życiowym, a sama
poszłam w kierunku łazienki. Na szczęście w torbie miałam strój na WF,
ale jako że nie było dzisiaj pana, a co za tym idzie, lekcji także,
mogłam użyć tych ubrań w zastępstwie za piżamę. Wiele osób pewnie myśli
sobie: ,,Boże, jaka ona jest głupia. Nocować u chłopaka, którego zna
jedynie z przerw pomiędzy lekcjami. Jak można być bezmyślnym!?'' No w
sumie fakt, ale aż tak głupia nie jestem. Kise jest takim idiotą, że
prawdopodobnie nawet nie przeszło mu przez myśl, żeby coś mi zrobić. A
nawet gdyby, to wątpię żeby zainteresował się mną, gdy tak na prawdę,
mógłby zaciągnąć do swojej jaskini jedną ze swoich wielbicielek. Gdy
skończyłam swój długi, głęboki, wewnętrzny wywód, zorientowałam się że
woda zrobiła się już chłodna. Szybko wyszłam i ubrałam się w moją
pseudo-piżamę. Będąc na korytarzu poczułam dziwny i nieznany mi zapach, a
następnie ujrzałam blondyna który robił coś przy kuchence. To nie
mogło wróżyć niczego dobrego.
-O, już się wykąpałaś? - zapytał radośnie gdy usłyszał jak wchodzę.
-Taa. A tak zmieniając temat, co to jest? - Wskazałam palcem na dziwny obiekt znajdujący się na patelni.
-Pomyślałem, że skoro już tu jesteś, to pokażę ci czego nauczyłem się od twojej ostatniej wizyty.
-Boje się.
-Hmm? Czego?
-Tego czegoś. Wygląda jak zmiksowany kot.
-Ej no. Zrobiłem to specjalnie dla ciebie. I nawet użyłem mojego tajnego składnika.
-Weź
nie strasz. - To nie wyglądało źle. To wyglądało okropnie. Nie ważne
jakby na to nie spojrzeć, to nie było w żaden sposób jadalne. Jednak,
widząc pogrążonego chłopaka, postanowiłam zaryzykować życiem, by jakoś
zaradzić tej sytuacji. Nabiłam kawałek na widelec i zjadłam. Byłam w
niemałym szoku. Nie wiedziałam, że w tym przypadku, coś może smakować
gorzej niż wygląda. Myślałam, że jedną nogą jestem na tamtym świecie,
ale zaniepokojony moim stanem chłopak, w porę zaczną mnie szturchać.
-No i jak? -zapytał. Wróciłam na chwilę do momentu, w którym czułam smak tego czegoś. Tak jak myślałam. Ciarki wróciły.
-Hmm
. . . Powiem tak. Nigdy nie jadłam rozjechanego kota, ale gdyby ktoś
mnie zapytał o jego smak, to przyniosłabym mu ''to'' i kazała spróbować.
-Nie musiałaś być aż tak okrutna.
-W
sumie, masz racje. Nie kazałabym u tego jeść. Mógłby biedaczek
wylądować w szpitalu. - Zaczęłam się śmiać, a Kise z bólem serca
wyrzucił ten niezidentyfikowany obiekt do kosza. Ja w tym czasem zajęłam
się prawdziwa kolacją. Wyglądało na to, że większość składników poszło
na stworzenie ''tego'', dlatego musieliśmy się zadowolić płatkami z
mlekiem. Po kolacji zebrałam naczynia i chciałam je umyć. Chłopak razem
ze mną wszedł do kuchni, a ja już wtedy czułam, że coś się święci.
-Ricchi,
a tak w ogóle, to po co spotkałaś się z Akashicchi'm? - Wzdrygnęłam
się a moja twarz upodobniła się kolorem do buraka. Nagle przypomniałam
sobie całą sytuację która zaszła w parku. Serce zaczęło mi tak walić
tak mocno, że sama zaczęłam podejrzewać się o zawał. Jednak w końcu
udało mi się wydusić odpowiedź.
-Musiałam z nim pogadać. - wyszeptałam, próbując ukryć moją czerwoną twarz.
-A o czym?
-Chciałam go przeprosić i podziękować mu.
-Serio?!
-No
tak. Zacząłeś mi nawijać, jak to on mi nie pomaga, to pomyślałam że
wypadałoby coś zrobić. Więc to tak trochę jakby przez ciebie. - Jego
twarz ze zdziwienia przeszła na szeroki uśmiech.
-Czuję się taki wyróżniony.
-Rzadko
kiedy zdarzają ci się takie przebłyski mądrości, więc ciesz się puki
masz okazje. - Chłopak chyba nie wyczuł ironii, bo ani na chwilę nie
przestał się szczerzyć. Może to i lepiej . . .
Nazajutrz
przed wyjściem do szkoły spotkała mnie rzecz okropna. Mianowice,
zapomniałam na noc rozczesać włosy, więc teraz wyglądałam jakbym używała
swojej głowy do szorowania podłogi. Innymi słowy. Wyglądałam bardzo
źle. Zbyt źle by pokazać się tak ludziom. Jako że Kise był modelem,
natychmiast usłużył mi swą pomocą. Dowiedziałam się że gdzieś w pokoju
jego mamy, jest pewna magiczna szczotka, która według jego rodzicielki,
potrafi czynić cuda. Gdy ją znalazłam, okazało się że to prawda. Aż
trudno było mi uwierzyć.
Byłam
już zwarta i gotowa do wyjścia, jednak kilka moich rzeczy nadal
zalegało w salonie, więc gdy już wszystko zabrałam, mogliśmy spokojnie
wyruszyć do szkoły. Po drodze dowiedziałam się, że mama blondyna znów
musiała gdzieś wyjechać i wróci dopiero w czwartek. Jednak jemu to nie
przeszkadzało, ponieważ ani jutro ani pojutrze nie będzie go, ani w
szkole ani w domu. Znów ma jakieś sesje zdjęciowe. Ahh . . . Praca
modela ciężka jak taczka cegieł.
Przed
wejściem do budynku, każde z nas rozeszło się w swoją stronę. Chłopak
wrócił to bycia wielbionym przez gromady dziewcząt, a ja cicho
przedzierałam się przez korytarz. W duchu modliłam się, aby ''Pan
Wybawiciel'' darował sobie dzisiejsze zajęcia. A najlepiej, gdyby nie
było go do końca miesiąca. Albo gdyby w ogóle zmienił szkołę. W końcu
stać go na to, więc czemu by nie?
Szczęście
jednak się do mnie nie uśmiechało. Już po wejściu do klasy mogłam
ujrzeć jego nieskazitelną twarz wpatrującą się w okno, tak jak to było
każdego ranka. Na jego widok znów dopadły mnie wspominki, pewnego
deszczowego i szalonego wieczoru. Cholera . . . Moja twarz znów zrobiła
się czerwona. Jednak chłopak chyba nie usłyszał jak wchodziłam,
ponieważ nawet na mnie nie spojrzał. Uciszyło mnie to, niczym grzebień
łysego. Mój plan wyglądał następująco: Wymknąć się i przeczekać aż
zadzwoni dzwonek, udawać że wszystko jest tak jak gdyby nigdy nic, a
przede wszystkim, pod żadnym pozorem nie dopuszczać do jakiegokolwiek
dłuższego kontaktu wzrokowego. To powinno zadziałać. Przynajmniej tak
mi się zdawało, puki ktoś mi w tym nie przeszkodził.
Gdy odwróciłam się by wymsknąć się z klasy, dosłownie z znikąd ktoś się przede mną pojawił.
-Ghah! - wrzasnęłam przestraszona. Miałam podejrzenie kolejnego zawału.
-Tobie również ''Ghah'' Dairi-san. - oznajmił, tak jakby nie było w tym nic dziwnego.
-K-Kuroko . . . Co ty tu robisz?
-Z tego co mi wiadomo, to jestem uczniem tej szkoły, więc raczej powinienem być na zajęciach.
-Aaa . . . no tak. Zapomniała, sorki.
-Zmieniając temat. Coś się stało? - Czułam się nieco skołowana tym pytaniem.
-Wiesz,
moje życie jest tak nadmiernie ekscytujące, że praktycznie co sekundę
coś się dzieje. Jak powiesz mi konkretny dzień i godzinę, to mogę
zajrzeć do notesu i opowiem ci ze szczegółami co się wtedy stało. - tyle
słów wypowiedzianych tuż po zawale. Z dania na dzień zaczynam
zaskakiwać samą siebie.
-Konkretnie
chodzi mi o wczorajszy wieczór i dzisiejszy poranek. Byłem po ciebie
jak zwykle, ale nikogo nie zastałem, więc pomyślałam że może coś się
wydarzyło. - Nie było czuć od niego ani niepokoju ani niczego podobnego,
jednak było coś innego czego nie potrafiłam zidentyfikować.
-Aaaa.
To o to ci chodziło. Nie musisz się martwić. Sorki że mnie nie było.
Wracałam późno a do tego zaczęło padać, więc przekimałam się u Kise. -
wyjaśniłam radośnie.
-Rozumiem.
To dobrze. Cieszę się że się dobrze dogadujecie. - Ja bym tego tak nie
nazwała, ale skoro już tak uważa, to czemu mam wyjawiać mu tą okrutną
prawdę? Chociaż zaraz . . . Trochę mało szczegółowo, ale zarazem dość
dosadnie wyjaśniłam mu co zdarzyło się wczoraj . . . . i powiedziałam to
na głos . . . Gdy odwróciłam się, spełnił się najgorszy scenariusz.
''Ten który nigdy nie powinien tego słyszeć'' siedział kilka metrów za
nami, a to mogło znaczyć tylko jedno.
''Kise,
wybacz mi. Pokój z tobą i żeby rodzina godnie cię pochowała. Amen.'' -
To jedyne co byłam zdolna usłyszeć w swojej głowie. Sądziłam, że
właśnie postawiłam krzyżyk na tym debilu, jednak los chyba się do nas
uśmiechnął. Wyglądało na to, że Akashi tego nie usłyszał, ponieważ nadal
nieprzerwanie wpatrywał się w krajobraz za szybą. Czymkolwiek jest to
na co patrzył, niech wie, że ocaliło życie pewnemu niezbyt
rozgarniętemu sportowcowi. Odetchnęłam z ulgą a chwilę potem zadzwonił
dzwonek. Przez całą lekcje czułam, jak ten potomek szatana się na mnie
patrzy, ale nie miałam odwagi odwrócić się w jego stronę. Już
wystarczyło mi to, że przez całą lekcję miałam gęsią skórkę i dreszcze.
Nienawidzę go. Dzięki Bogu na następnych lekcjach siedziałam albo za
nim, albo gdzieś daleko od niego, więc jeden problem poszedł się paść.
Na przerwach też udawało mi się jakoś zgrabnie go unikać. Więc
podsumowując, to był całkiem udany dzień.
Po
lekcjach, nareszcie doczekałam się mojego upragnionego treningu. Tak
dawno nie grałam, że już po rozgrzewce byłam cała zdyszana. Niestety,
nie było większości chłopaków, bo złapała ich ta wiosenna grypa. Nie
narzekałam, ale gra przeciwko dziewczynom, które raczej się tym nie
interesują nie była zbyt porywająca. Ostatnio trener tak nas straszył,
że zbliżają się Dni Otwarte i musimy ciężko trenować, bo tego dnia mamy
ostatni mecz w tym roku szkolnym, a w tamtej chwili jakoś się tym
zbytnio nie przejmował. Ale grunt to to, że mogę normalnie chodzić na
zajęcia i wziąć udział w tych ''bardzo ważnych'' zawodach.
Gdy
trening się skonczyl, wszyscy raźno udaliśmy się do swoich szatni.
Przebrałam się i zauważyłam, że jestem dość poczochrana, więc
wyciągnęłam z torby szczotkę i zaczęłam przesuwać ją po włosach. Nagle
mnie olśniło. Przeciąż ja nigdy nie nosiłam szczotki do szkoły.
Zerknęłam na nią. Tak jak podejrzewałam. To była szczotka mamy Kise,
której pozwolił mi użycz gdy byłam u niego. Prawdopodobnie gdy rano
zabierałam swoje rzeczy, przez przypadek wrzuciłam do torby i ją.
Została okraszona mianem ''cudownej'' przez jego rodzicielkę, więc na
pewno musiała być ważna. Postanowiłam znaleźć go i mu ją oddać, bo z
tego co mówił, ona wraca w czwartek, a jego nie będzie w szkole ani
jutro ani pojutrze. Od trenera usłyszałam, że pierwszy skład ma trening
na drugiej hali. Szybko się tam udałam i można powiedzieć że zdążyłam w
samą porę. Chłopaki właśnie opuszczali szatnie, z jednym wyjątkiem.
Akashi nadal siedział na ławce blisko drzwi i uważnie się czemuś
przyglądał. Gdy go zauważyłam zaczęłam się powolutku wycofywać, a wtedy
wpadłam an Kuroko. Zapytałam go o blondyna, a ten wskazał mi wejście
prowadzące na boisko. Mimo że trening był skończony, on nadal biegał.
-Po co on robi te kółka? Przecież już chyba skończyliście trening.
-Za karę. - Nagle dobiegł nas głos czerwonowłosego. Wzdrygnęłam się.
-Jaką znowu karę? - Zwróciłam się do niego, co zaowocowało skromnym rumieńcem na mojej twarzy.
-Za nieposłuszeństwo.
-Chyba nie masz na myśli . . .
-Tak. Dokładnie to mam na myśli. - Więc jednak usłyszał to co mówiłam rano w klasie.
-O czym mówicie? - zapytał Kuroko.
-O sposobie tresury twojego kapitana. - Wyjaśniłam z dość wyczuwalną ironią.
-Chyba czegoś nie rozumiem.
-Nie
martw się, nie ty jeden. Ja też tego nie czaje. - Chłopak z którym
mierzyłam się wzrokiem lekko się skrzywił. Następnie Kuroko zapytał
mnie, o powód mojej wizyty w tym miejscu. Wyjaśniłam mu wszystko i przez
przypadek wspomniałam coś o tym, że już kiedyś przecież nocowałam u
Kise. To był chyba mój kolejny wielki błąd. Akashi mruknął coś pod nosem
a kilka sekund po tym, podbiegł do nas wymęczony blondyn.
-Skończyłeś Ryota?
-T-Tak. - wysapał.
-Wspaniale. Więc powtórz jeszcze raz to co ci zadałem.
-Że co? - Nagle obudziły się w nim resztki życia.
-Jeśli
będziesz dyktował i nadal tracił mój czas, to z chęcią podwoję ilość
okrążeń. - oznajmił z diabelskim uśmiechem na twarzy. Wkoło czuć było
napiętą atmosferę. Biedak odwrócił się i wykonał polecenie. Wszyscy
wspólnie, choć niechętnie, poczekaliśmy na niego. Gdy skończył, oddałam
mu jego własność i ruszyliśmy w kierunku głównej bramy. Przy wyjściu
ktoś stał. Osoba na pozór mi nieznana, jednak gdy przyjrzałam się
uważniej, nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Usta same ułożyły mi się w
uśmiech, a serce zaczęło bić mocniej. Pobiegłam jak szalona w jego
kierunku. Gdy mnie zauważył, skierował się w moją stronę i mocno mnie
przytulił, lekko podnosząc do góry. Oczywiście odwzajemniłam jego gest.
Kiedy dostrzegł moje lekkie rumieńce, delikatnie pocałował mnie w
gorący policzek i wyszczerzył kły. Również się uśmiechnęłam.
-Co ty tu robisz Kotaro? Boże, jak ja się za tobą stęskniłam.
-Nie
tylko ty Shi-chan, i to dlatego tu jestem. Przyjechałem cię odwiedzić.
- Przez te słowa aż chciało mi się piszczeć z zachwytu. Nie pomyślałam
że odkąd wyjechałam z mojego rodzinnego miasta, będę jeszcze kiedyś
tak szczęśliwa. Widocznie los jednak się dziś do mnie uśmiechnął.
O luju. To chyba najdłuższy rozdział jaki kiedykolwiek napisałam XDDDD
Ale mam nadzieję że nie zanudziłam was :3 Możecie mi dać znać w komentarzach, czy wolicie dłuższe czy krótsze notki :P
A
tak na marginesie, wiem że kazałam wam długo czekać, jednak chyba nie
mam nic na usprawiedliwienie. Coś po prostu cały czas zabraniało mi
skończyć tą część. Czasem to było moje lenistwo, a czasami, gdy już się
za to zabierałam, to połowa się kasowała bo burza i brak internetów ;-;
Wiem że wiele osób ma to opowiadanko już głęboko gdzieś. W sumie nie
dziwi się tym ludziom. Sama bym się wkurwiała gdyby ktoś mi coś takiego
robił :P Teraz postaram się dodawać częściej niż co 4 miesiące XDDDD
Ale jak to ze mną, nigdy nic nie wiadomo :D
PS.
Specjalne dziękóweczki dla Aleksandreła, Ankeła, Ali i Wiki które
maltretowały mnie żebym pisała :3 Bóg wam w dzieciach za to dziewuszki
^3^