wtorek, 14 sierpnia 2018

Rozdział XVII: Ile czasu musi minąć by...


 SZOK! 
BOŻE NIEWIERZE!
Tak, to się stało, zapraszam na kolejny rozdział!
Przygotujcie się na jazdę bez trzymanki rollercoasterem błędów interpunkcyjnych. Ok, może nie aż tak, ale przepisuję to o 2 w nocy i chcę już to wypuścić na wolność a siebie położyć spać także :')
 ENDŻOJ!
PS.Zdaje sobie sprawę, że po... 3(?) latach, nawet  najbardziej wytrwałe osoby, nie będą pamiętać co tu się działo, więc polecam zerknąć na 3 wcześniejsze rozdziały. Więcej i tak nie zobaczycie, bo je odopublikowałam, żeby przepisać i wrzucić na nowo, tylko już takie, których nie (aż tak) wstyd pokazywać komuś na oczy. Serio, sama je znów przeczytałam i ojezusie, one są szkodliwe. Przepraszam, miałam 15, ja nie wiedziałam...
PSS. Jeśli poprzedni rozdział ma bardzo małą czcionkę, to przepraszam. Męczyłam to tyle czasu, ale nie mam pojęcia czemu tak jest i jak to naprawić :'c


 Zbliżające się lato z dnia na dzień bardziej dawało o sobie znać. Zamknęłam oczy i pozwoliłam by delikatne promienie wiosennego słońca ogrzewały moją twarz.

- Halo, halo. Nie zasypiaj mi tu. – Wesoły głos dobiegł moje uszy a zaraz po tym poczułam piekące zimno na policzku. Odsunęłam się gwałtownie i zobaczyłam dłoń trzymającą kubek z koktajlem kilka cali przede mną.

- Czekoladowy?

- Oczywiście. – Zapewnił z uśmiechem. Podał mi napój i wygodnie rozsiadł się na murku obok mnie.

- Dzięki. – Wzięłam spory łyk. Przyjemny chłód rozszedł się po mojej klatce piersiowej a cukier natychmiast ożywił myśli. – Szczerze myślałam, że tylko żartowałeś, gdy pisałeś o tych odwiedzinach.

- Taki był plan. – Na twarzy chłopaka pojawił się uśmiech tak szeroki, że byłam w stanie zobaczyć jego charakterystyczne kły. Od małego takie miał, wyglądał przez to trochę jak kot.

- Nic się nie zmieniłeś.

- No co ty? Tylko popacz jak wyrosłem! – Odłożył swój kubek i zeskoczył z kamiennej ścianki, na której siedzieliśmy. Rozkładając ręce obrócił się kilka razy pod koniec niemal wpadając na rower przejeżdżający tuż za nim. To wszystko tak bardzo było do niego podobne. Ale musiałam przyznać, że miał trochę racji. Nie był już dziesięciolatkiem, tylko chłopakiem za którym niejedna licealistka by się obejrzała. Choć nadal miał w sobie taki dziecięcy urok.

- Ale ty też jesteś inna niż kiedyś.

- Inna?

- Doroślejsza. – Sprostował szybko.

 - Doprawdy? – Zaśmiałam się. – To chyba było nieuniknione. Trochę się jednak działo przez te kilka lat.

- Chyba u ciebie. Wiesz, jak się nudziłem po twoim wyjeździe! – oznajmił z lekkim wyrzutem.

- No dobra już, już. A teraz mów mi o wszystkim. – Oparłam głowę na dłoni wsłuchując się w opowieści blondyna, co jakiś czas sięgając po picie. Spędziliśmy nad rzeką ładnych parę godzin wspominając dzieciństwo i wymieniając się relacjami z naszych obecnych codzienności. Czas dawno mi tak miło nie upłynął. Jego obecność jakby oddała mi namiastkę tego spokoju, którego w ostatnich tygodniach tak bardzo mi brakowało.

 Słońce zaczynało powoli chować się za horyzontem, więc i my zaczęliśmy się zbierać. Tak powoli, krok po kroku, ruszyliśmy w stronę mojego domu. Coraz mniej promieni padało na miasto a czerwień nieba ustępowała zmierzchowi. Mimo, że miałam na sobie szkolną marynarkę, czułam jak raz za razem przechodzą mnie dreszcze.

- A właśnie. – zwróciłam się do chłopaka – Masz gdzie spać?

- Tak, spokojnie. Kumpel zgodził się mnie przenocować. Rano wsiadam w pociąg i zwijam się do domu.

-Aha, to dobrze. – Zerknęłam na lampę, która właśnie się zapaliła. W ślad za nią poszły inne stojące wzdłuż ulicy, tylko podkreślając, jak ciemno było wszędzie tam, gdzie ich światło już nie docierało.

- A tak, poza tym… - Zaczął, lecz ton jego głosu się zmienił. Zdawało się, jakby nie był pewien się czy kontynuować. Utkwił wzrok gdzieś w ziemi a ręką złapał się za kark. – Wszystko u ciebie w porządku?

-Hm? Tak… - Przeciągnęłam odpowiedź, zastanawiając się co ma na myśli. – Ale czemu pytasz? Wyglądam jakby coś było nie tak?

- Nie, nie! – Zaprzeczył nerwowo. – Po prostu nie ma z tobą kontaktu i…

- Co? O czym ty mówisz? Przecież wiesz gdzie mieszkam, ostatnio często piszemy ze sobą piszemy…

- Ale to nie o mnie chodzi.

Nastała cisza. Z każdym jego słowem coraz bardziej nie wiedziałam do czego zmierza.

- Twoja mama się martwi. – Wtedy zrozumiałam, dlaczego tak nie chciał tego mówić. Obrzuciłam go oskarżycielskim spojrzeniem.

- Rozmawiałeś z nią? – syknęłam.

- Po prostu chciała, żebym sprawdził czy nic złego się nie dzieje. Nie odpisujesz jej, a ona…

- A, czyli przyjechałeś tu tylko po to.

- Co? Nie, to nie tak. Przypadkiem dowiedziała się, że chcę cię odwiedzić. – Język mu się plątał, a każda sekunda tłumaczeń wprawiała go w większe zakłopotanie. Ja także nie miałam ochoty dalej o tym rozmawiać.

- Lepiej będzie jak już pójdę do domu. Ty też powinieneś wracać, twój kolega będzie się martwił. – Spokój z jakim to mówiłam przeraził nawet mnie. Obróciłam się plecami do chłopaka a mimo to, byłam pewna tego jaki ma wyraz twarzy.

-Shi-chan, daj spokój. Jest twoją matką, to chyba normalne, że chce wiedzieć czy wszystko gra. Z resztą, niepotrzebnie ci o tym mówiłem. – wymamrotał zrezygnowany.

- Masz racje, niepotrzebnie. Wracam do domu, cześć. – Ruszyłam przed siebie.

- Czekaj! Odprowadzę cię! – zawołał.

- Poradzę sobie! – rzuciłam przyśpieszając kroku, aby jak najszybciej zniknąć za zakrętem. Nie poszedł za mną, nigdy tego nie robił i choć przez moment się wahał, to koniec końców wracałam jedynie w towarzystwie przekleństw tkwiących na końcu języka. Jak dobrze, że przez zaciśnięte zęby nie byłam w stanie wypowiedzieć ani słowa.

Rozstaliśmy się niedaleko mojego mieszkania, więc nie minęło kilka chwil, gdy wspinałam się po schodach prowadzących na moje piętro. Zanim weszłam natknęłam się na Kuroko, który jak zwykle o tej porze wychodził, żeby wyprowadzić psa. Przywitał się i zapytał jak minęło mi spotkanie z przyjacielem. W odpowiedzi jedynie zatrzasnęłam z sobą drzwi. Byłam tak zdenerwowana, że tylko na to było mnie stać. Szybko tego pożałowałam, ale nie byłam w stanie by wyjść i mu to wytłumaczyć. Chciałam tylko, aby ten dzień dobiegł końca tak szybko jak to możliwe. Nawet nie zapalałam światła. Potykając się o meble i kilka innych rzeczy dotarłam do sypialni i zasnęłam ciągle będą ubrana w szkolny mundurek.




Nazajutrz, gdy szłam z Kuroko na stację czułam się nieswojo. Chłopak nie jest typem gaduły, ale a cisza była inna niż zazwyczaj. Nieco mnie to dobijało.

- J-Jeśli o wczoraj, to…

- Nie ma o czym mówić. – Przerwał mi widząc, jak próbuję szukać słów.

- Ale…

- Masz swoje sprawy i nie powinienem w nie ingerować. – Nie było w jego głośnie złości, ani nawet wyrzutów. – Ale jeśli kiedykolwiek będziesz mieć problem, to pamiętaj, że zawsze możesz się do mnie zwrócić. – Dodał, tym razem z łagodnym uśmiechem.

Jego słowa były niczym plasterek, który koił moje zszargane nerwy. Wtedy dostrzegłam, że napięcie, które czułam w powietrzu, było jedynie moim wyobrażeniem. Odetchnęłam i spojrzałam na niego z uśmiechem pełnym ulgi.

-Jeny… Jesteś po prostu za dobry.





W szkole moje myśli szybko odbiegły od wczorajszej rozmowy. Wystarczyło, że zadzwonił dzwonek a po przestąpieniu progu klasy, moje oczy natrafiły na posiadacza płomienno-czerwonych włosów. Natychmiast wróciły wspomnienia deszczowego wieczoru, a razem z nim ścisk w gardle i czerwone policzki. Najwyraźniej wczoraj byłam jeszcze w szoku, dlatego zachowywałam się względnie normalnie, jednak teraz to wszystko zaczynało do mnie coraz bardziej trafiać.

Przez większość dnia go unikałam, a gdy nie było takiej możliwości próbowałam udawać, że go ignoruję. Nie łudziłam się, że w to uwierzy, ale nie było mnie stać na nic innego. Z resztą, chyba mu to nie przeszkadzało. Sam również nie rwał się do tego, by ze mną rozmawiać czy nawiązywać jakikolwiek kontakt. Nie umiałam powstrzymać oczu, które każdy moment mojej nieuwagi wykorzystywały, aby zerknąć w jego stronę. Wpatrywał się w widok za oknem, tak jak to miał w zwyczaju robić podczas mniej istotnych lekcji. W czasie korepetycji też miał taki wyraz twarzy, oczywiście poza tymi fragmentami, gdy celowo pytałam go kilkukrotnie o jakiś banał, tylko po to, żeby zobaczyć jak zaczyna się irytować. Wtedy wydawał mi się być nawet trochę śmieszny. Przypominając sobie to, coś do mnie dotarło. Byłam w szoku, gdy się nagle zorientowałam, że mimo iż moje myśli w tamtej chwili skupiały się wokół niego, to nie czułam ani krzty irytacji czy gniewu. Nie umiałam pojąć tego, dlaczego tak było, a nawet nie chciałam tego zaakceptować. Byłam przyzwyczajona do tej permanentnej nienawiści jaką go darzyłam, więc gdy ni stąd ni zowąd zniknęła, poczułam swego rodzaju pustkę. Jednak to nie było najgorsze. Nade wszystko drażniło mnie to, że na myśl o tym, jak znów mamy stać tylko pałającymi wzajemną niechęcią rówieśnikami ze szkoły, czułam smutek. Nic innego. Najzwyczajniej w życiu było mi przykro.




Powrót ze szkoły nie był taki jakiego oczekiwałam. Przed Kuroko musiała udawać, że wszystko jest w porządku, choć oboje wiedzieliśmy, że to nieprawda. Słaba ze mnie aktorka, dlatego po powrocie czułam tak wielką ulgę. Mogłam dać ujście emocjom, które tłumiłam i chowałam za uśmiechem przez pół dnia. Nie byłam zachwycona tym co doprowadzało mnie do tego stanu, ale bezsensem było złudne przekonywanie samej siebie, że tak będzie lepiej. Nie będzie. Jak bardzo by mnie to nie irytowało, prawdą było, że przyzwyczaiłam się do jego towarzystwa. A nawet, przywiązałam się do niego. Tak samo weszło mi w nawyk, żeby w przerwie między powrotem ze szkoły, a początkiem korepetycji sprzątać mieszanie i parzyć herbatę. Tak też teraz, mimo ogólnego porządku doszukałam się kilku rzeczy, które mogłam poprawić, jednak nie było sensu szykować kubków i wstawiać wody. Zamiast tego usiadłam na ziemi i oparłam plecy o bok kanapy. Utkwiłam przygaszony wzrok w oknie, wsłuchując się w odgłosy kropli obijających się o szybę. Tak jak wczoraj słońce kąpało miasto w swoich delikatnych promieniach, tak dziś niebo zmyło z siebie cały kolor, zalewając okna szarymi stróżkami deszczu. Lubiłam gdy padało. Ten zapach, dźwięk i to jak kołysały mnie one do snu, co też robiły w tamtej chwili. Będąc na granicy świadomości, coś brutalnie sprowadziło mnie z powrotem do rzeczywistości. Słysząc dzwonek podniosłam się i nieco chwiejnym krokiem ruszyłam do drzwi, próbując po drodze doprowadzić się do całkowotego porządku. To co ujrzałam za progiem było jak zimny prysznic.

- Co… ty tutaj robisz? – Stałam jak wryta i nie wierzyłam własnym oczom.

- Od pewnego czasu przychodzę tu niemal codziennie o tej samej porze. Powinnaś to już przyswoić. – stwierdził jak gdyby nigdy nic.

- Czekaj, co?! Ale przecież te całe korepetycje już się skończyły.

- Kto tak powiedział? – zapytał unosząc jedną brew najwyraźniej się dziwiąc.

- No przecież napisałam ten test. Zdałam go!

- Mhm… Na ile procent?

- 53? – Sama nie byłam pewna czy to była odpowiedź czy jednak pytanie.

- No właśnie. – skwitował krótko.

- To ponad próg zaliczenia, więc o co chodzi?

- Naprawdę sądzisz, że jako twój korepetytor będę usatysfakcjonowany marnymi 53%?

- Ja jestem.

- To by tłumaczyło, dlaczego tak źle ci idzie. Na szczęście twoje zdanie jest tutaj akurat mało istotne.

- Co? – Chłopak minął mnie bez najmniejszego wzruszenia i skierował się do salonu zupełnie ignorując moje zdziwienie.

- Naprawdę sądzisz, że pozwolę, aby ktoś kogo JA nadzoruję, zakończył naukę na poziomie ledwo przeciętnym? – Zatrzymał się i obrócił głowę by na mnie spojrzeć. - Będę cię uczył puki sam nie uznam, że twoje wyniki są zadawalające.

- Ale!

- Skończyłem rozmowę na ten temat. Przejdźmy do kolejnego. „Funkcja wymierna” jeśli się nie mylę. – stwierdził spokojnie z ironicznym uśmiechem na twarzy, po czym zdjął buty i ruszył przed siebie. Ja za to stałam nieruchomo i jeszcze przez chwile wpatrywałam się w miejsce, z którego przed chwilą odszedł. Nie byłam pewna czy to zdarzyło się naprawdę, czy jednak dźwięk dzwonka wcale mnie nie obudził, a to wszystko tylko mi się śni. Pomimo tego, że to mogło być tylko moją wyobraźnią, czułam swego rodzaju spokój i radość, że ten jeszcze jeden raz mogłam wrócić do swojej rutyny i ten pierwszy raz ją docenić.

Szczerze, trochę nie wierzę, że przeczyta to ktoś, kto lata temu śledził moje nieudolne próby pisania opowiadania. Mimo to, kiedyś, gdzieś, ktoś obiecał, że nieważne co, ta historyjka doczeka się swojego finału. Ta więc, może i to była największa przerwa między rozdziałami w mojej karierze, ale jak powiedziałam, tak też chce zrobić i mimo wszystko będę konturować to co zaczęłam... Tylko w odświeżonej wersji :) 

3 komentarze: